11 sierpnia 2013

Świeradów Zdrój


W sobotę spontanicznie wybraliśmy się do Świeradowa Zdroju. Tym razem w samochodzie znalazły się rowery górskie. Około godziny dziewiętnastej wypakowaliśmy się na kwaterę. W planach mieliśmy odbyć jazdę przy świetle lampek. Po smacznej kolacji rozpoczęliśmy przygotowania do nocnej wycieczki. Niestety zaczęło lekko kropić a niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami, więc odpuściliśmy sobie wieczorny wyjazd. Zamiast tego zrobiliśmy solidny spacer po kurorcie. Rano przywitało nas słońce.


Na szlak ruszyliśmy we trójkę z Krzysztofem oraz Krystianem, który towarzyszył nam tylko przez chwilę, około godziny dziewiątej i tradycyjnie zaczęliśmy od solidnego podjazdu na Stok Izerski. Jechałem tamtędy  pierwszy raz więc byłem pozytywnie zaskoczony stromizną jaką mieliśmy do pokonania. Przy schronisku fotka, parę łyków napoju i dalej w drogę. Trochę w dół, następnie znów pod górę. Później piękną szutrową trasą otoczoną świerkowymi lasami pomknęliśmy do Chatki Górzystów. Tam solidny popas, czyli naleśniki i kawa. Piękne miejsce i cudowna atmosfera strasznie nas rozleniwiły. W końcu ruszyliśmy dalej wzdłuż rzeki Jizery. Przepiękne krajobrazy 

bardzo spowolniły tempo naszej jazdy, które i tak nie było zawrotne. W pewnym momencie odbiliśmy w prawo w kierunku rzeki i przerzuconego nad nią mostku. Przekraczając go przekroczyliśmy również granicę państwa. I w ten oto sposób znaleźliśmy się na terenach dobrze mi już znanych, które wielokrotnie penetrowałem z Pawłem. Izery w polskiej części są bardziej dzikie i mniej zagospodarowane niż po stronie czeskiej. Przez to są bardziej urocze i tajemnicze. Jednak w całości są piękne i nigdy nie można się tam nudzić. Trochę pokręciliśmy się po trasach naszych sąsiadów, które zostały fajnie odświeżone od ostatniego mojego tam pobytu. Czas upływał nieubłaganie i musieliśmy ustalić którędy wracamy do Świeradowa.

Najkrótsza droga wiodła przez górę Smrek. Wróciliśmy zatem do Smedavy i obraliśmy kierunek na wyżej wymieniony szczyt. Nawet się ucieszyłem, gdyż jeszcze tam nie byłem. Gdy siedzieliśmy obok skał Ptaci Kupy nad Hejnicami wieża obserwacyjna na Smreku samotnie majaczyła we mgle i wydawała się tak daleko. Ku mojemu zaskoczeniu po niecałej godzinie jazdy byliśmy już u stóp góry ( mam na myśli początek szutrowego podjazdu ). Góry są niesamowite, niby coś jest daleko a jest blisko, innym razem wydaje się blisko a jest daleko. Wspomniany wyżej szutrowy kawałek trasy o długości 2,5 km jest dość stromy, ale jego pokonanie nie przysparza większych trudności. Jednak na krótkim odcinku

zeszliśmy z rowerów i kawałek dawaliśmy "z buta". Było tam błoto i bardzo śliskie kamienie, więc nie chcieliśmy ryzykować upadku. Po chwili siedzieliśmy już na naszych rowerach a po paruset metrach zatrzymaliśmy się pod nowoczesną wieżą widokową. Nie było sensu na nią się wdrapywać, gdyż widoczność tego dnia była bardzo kiepska. Następnie bardzo kamienistą drogą udaliśmy się w dół w kierunku Świeradowa. Po pokonaniu tego technicznego odcinka, który wymagał wielokrotnego schodzenia z roweru dotarliśmy do drogi o nawierzchni asfaltowej. Szybki zjazd i byliśmy już w pijalni wody zdrojowej. Tam wypiliśmy po kubku paskudnej ale zdrowej wody źródlanej z której słynie Świeradów Zdrój. Podsumowując wyjazd ten uważam za bardzo udany. Poznałem nowe rejony naszych wspaniałych gór. Świetnie się bawiłem i wypocząłem a to dla mnie najważniejsze.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz