Od jakiegoś czasu nękała mnie chęć odbycia dłuższej wyprawy rowerowej. Jednak zawsze coś stawało na przeszkodzie aby ją zrealizować. Trudno było znaleźć czas i odpowiednie warunki pogodowe. W końcu we wczorajszą sobotę wszystkie elementy udało złożyć się w całość i o godzinie piętnastej wyruszyłem na samotny objazd środkowej części województwa lubuskiego. Trasa ta już od dłuższego czasu chodziła mi po głowie. Zaczęło się niefortunnie, gdyż zapomniałem zabrać wcześniej przygotowanych bidonów z płynami, które schowałem do lodówki. Całe szczęście, że nie odjechałem daleko. Termometr w liczniku pokazywał 35 stopni Celsjusza, więc bez wody daleko bym nie zajechał.
Ruszyłem w kierunku Sulechowa. Jechało się bardzo fajnie, w czasie jazdy upał za bardzo nie przeszkadzał. Podczas samotnej jazdy powoli zaczęły oddalać się ode mnie wszystkie troski świata. Była tylko droga i ja. Gdy mój umysł zaczął się wyczyszczać ze spraw przyziemnych rozległ się potężny huk. Dziewięć atmosfer powietrza rozszarpało dętkę w przednim kole. Kiedy się zatrzymałem dopiero dał znać panujący dookoła upał. Działo się to w Kruszynie. Zalany potem zabrałem się za wymianę dętki. Poszło to całkiem sprawnie, jednak pojawił się problem z napompowaniem do odpowiedniej twardości ogumienia. Zgodnie z moją zasadą, że zawsze da się zaradzić problemom ruszyłem dalej na bardzo miękkiej oponie. Była to decyzja bardzo ryzykowna bo chyba najbliższa stacja benzynowa znajdowała się dopiero w Nowej Soli. Absolutnie powrót do domu nie wchodził w rachubę. Przejechałem tak paręset metrów gdy zauważyłem stojący rower na jakieś posesji. Bez zastanowienia tam się udałem. Miałem ogromne szczęście, spotkałem tam sympatycznego młodego człowieka, który po okrutnych kombinacjach ze sprężarką nabił mi wystarczającą ilość powietrza. Dzięki temu mogłem spokojnie kontynuować dalszą jazdę. Wyprzedzając fakty, to była jedyna niemiła niespodzianka tego dnia. Szczęśliwy wsiadłem na rower i chwyciłem wiatr w żagle. Podczas tej przygody straciłem około czterdzieści minut. Nic to, czas mnie nie gonił. Kilometry uciekały, temperatura podniosła się do 37 stopni. W Lipinach skręciłem na Stany. Droga ta biegnie przez piękny bukowy las. Tam znalazłem trochę cienia. W Nowej Soli nie mogłem oprzeć się schłodzenia w fontannie ku uciesze rozradowanych dzieciaków. Kąpiel ta przyniosła mi ogromną ulgę. Przy wyjeździe z miasta uzupełniłem płyny w bidonach. Mocno zmrożoną flaszkę z pozostałą częścią wody włożyłem pod koszulkę. Był to rewelacyjny pomysł, gdyż doskonale mnie chłodziła, aż do Kożuchowa. Wchłaniając zapachy rozgrzanych pól oraz łąk minąłem Szprotawę i udałem się przez Żagań do Żar. W obu tych miejscowościach znajdują się obwodnice, której znacznie ułatwiają przejazd. Super się jechało, ruch samochodowy na drodze był niewielki. Dawno nie byłem w tamtym rejonie. Pozytywnie zaskoczony zostałem nową nawierzchnią dróg. Oby tak dalej. Miałem ze sobą słuchawki, ale ich nie użyłem ani razu. Zamiast muzy słuchałem dźwięków otoczenia. Świerszcze przechodziły samych siebie odstawiając fantastyczny koncert. Jadąc obwodnicą Żar złapały mnie skurcze, niestety upał zebrał żniwo. Przed Lubskiem wstąpiłem na stację benzynową, gdzie kupiłem napój z magnezem oraz dolałem wody do bidonów. Gdy minąłem tą miejscowość włączyłem lampki w rowerze. Po zapadnięciu zmroku temperatura spadła do 29 st. Dopiero gdy dojechałem do Krosna Odrzańskiego ubyło trochę kresek na termometrze. Jazda nocą była fantastyczna, dookoła ciemność, zero ruchu na drodze. Tylko ja i kawałek oświetlonej jezdni. Walkę toczyłem z oporem powietrza i tysiącami latających owadów, które bardzo upodobały sobie moją wspaniałą lampkę. W Krośnie próbowałem posiedzieć na ławeczce nad Odrą. Niestety nie udało się, oblepiony potem byłem doskonałym kąskiem dla żerujących komarów. Jadąc w kierunku Sulechowa w okolicach Radnicy na niebie pojawił się przepięknie wyglądający księżyc. Chociaż była widoczna tylko jego połowa to niesamowity kolor bardzo mnie zachwycił. Przez Sulechów przemknąłem około północy. W Cigacicach ponownie przekroczyłem Odrę a przed godziną pierwszą w nocy wykąpany i spełniony zaległem w łóżku. Cieszę się, że znowu udało mi się zrealizować dość szalony pomysł. Frajda była nieziemska. Cieszę się też, że dołożyłem trochę kilometrów do akcji "POMOC MIERZONA KILOMETRAMI". Jest to akcja przeprowadzana wraz z T-Mobile i Endomondo a wspiera fundację TVN "Nie jesteś sam". Chociaż trochę mi żal pięćdziesięciu kilometrów, których Endomondo mi nie naliczyło. Coś dzieje się z aplikacją, która czasami gubi zasięg satelity. Trudno, myślę, że do końca tej akcji jeszcze coś dołożę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz