Z tęsknoty za ciepłem rozprawialiśmy o tym wyjeździe całą zimę a jaka ona była wszyscy doskonale pamiętamy. Odkładaliśmy start z niedzieli na niedzielę, gdyż pogoda nas nie rozpieszczała. W końcu z GW podjęliśmy męską decyzję i 3 maja ruszyliśmy autem do Przewozu. Jak na maj było stosunkowo zimno. Gdy wsiadaliśmy na nasze wspaniałe rowerki było około 9 stopni w plusie. I tak byliśmy szczęśliwi, że już nie ma śniegu. Eksplozja świeżej soczystej zieleni dodawała nam otuchy.
Po przekroczeniu granicy państwa w Podrosche wbiliśmy się na ścieżkę rowerową prowadzącą w kierunku południowym. Gdy zdążyliśmy się już rozgrzać kręcąc z większą kadencją spadły pierwsze krople deszczu. No cóż, i tak bywa. Jednak opady deszczu nie popsuły nam humoru. Piękne pejzaże, które roztaczały się przed nami nie pozwalały nam myśleć o wodzie w butach. W końcu to nie pierwsze nasze wyprawy w deszczu. Ścieżka rowerowa doprowadziła nas do miejscowości Zodel. Od tego momentu poruszaliśmy się drogą. Nie stanowiło to większego problemu, gdyż ruch samochodowy był tam niewielki. Praktycznie jedzie się bez większego problemu. Jednak jest krótki odcinek drogi w połowie brukowany a w połowie pokryty łatami z asfaltu. Zamontowane są ta światła, które decydują o ruchu wahadłowym. Niby jest to droga w remoncie jednak remont ten trwa tam ładnych parę lat. Prawie jak w Polsce. W końcu coś swojskiego a nie tylko piękne ścieżki rowerowe.
Na odcinku tym zwiększyliśmy trochę tempo aby pokonać tę drogę jak najszybciej. W momencie pokonywania tych utrudnień przestało już padać i tak oto bez deszczu dotarliśmy do Gerlitz, gdzie pod piękną katedrą posililiśmy się trochę. Następnie objechaliśmy część zabytkową tego pięknego miasta. Pstryknęliśmy parę fotek i udaliśmy się w drogę powrotną. Tym razem aura była już dla nas łaskawa. Po drodze wstąpiliśmy do małego przytulnego sklepiku, gdzie na zapleczu była piekarnia. Zwabił nas tam zapach świeżego pieczywa. Była to dobra decyzja bo na miejscu można było wypić dobrą kawę i skonsumować wyśmienite ciacho co też ochoczo i z wielką przyjemnością uczyniliśmy. Droga powrotna minęła bardzo szybko, aż za szybko chociaż jechaliśmy tempem spacerowym.
Ktoś, kto projektował tą ścieżkę zrobił to fantastycznie. Udając się w dowolnym kierunku nie można się nudzić. Jest po prostu pięknie. Cisza i panujący spokój wręcz powala. Panuje tam harmonia roślin, zwierząt i wijącej się rzeki. Jadąc rowerem człowiek jakby się w nią wtapiał. Z dala od zgiełku i smrodu spalin można naprawdę odpocząć. Co jakiś czas znajdują się miejsca, gdzie aż się prosi aby przysiąść i odpocząć. Zwykle są ławeczki na których siedząc można cieszyć się pięknym widokiem na Nysę lub otaczający ją krajobraz.
Po raz kolejny zauważyłem, że im bliżej końca wycieczki tym jedzie się wolniej. Staramy się przedłużyć te wspaniałe chwile na maksa. Pakując rowery do auta zawsze odczuwamy lekki niedosyt. I tak ma być!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz