19 stycznia 2014

Droga przez błoto

Po ostrzejszej sobotniej jeździe planowaliśmy w niedzielę łagodnie pobujać się po okolicznych szutrach. Z takim też planem rano wystartowaliśmy w nieznane. Udaliśmy się na wschód od miasta i najszybciej jak się dało wjechaliśmy w las. Powoli kręcąc przemierzaliśmy leśne dukty. W pewnym momencie znaleźliśmy się na rozległych podmokłych łąkach. Nocne opady deszczu skutecznie nawilżyły glebę zmieniając przejazdne drogi w bagniska. Szukając twardej nawierzchni brnęliśmy dalej i dalej w co raz to większym błocie.

W pewnym momencie ślad drogi się skończył. Stanęliśmy przed dylematem, jechać przed siebie, czy też zawrócić i ponownie pokonywać tą makabryczną trasę. Raczej rzadko się cofamy, więc decyzja była jedna, dalej do przodu. Ruszyliśmy przed siebie przez zaorane pole. Jechać się nie dało, prowadzenie roweru z każdym przebytym metrem robiło się trudniejsze. Metr do przodu to pół kilo błota na butach i na rowerze wiecej. Daleko przed nami majaczyło pole ściętej kukurydzy. Pojawiła się nadzieja, że będzie lżej. Teren robił się bardziej dla nas niedostępny. Podłoże stawało się wodniste a na dodatek powiły się cierniste krzewy. Żeby nie było za lekko musieliśmy pokonywać wodne kanały. Brnąc tak jak jakieś dziwne stworzenia ubaw był po pachy. Oczywiście nie zabrakło kanapek, ciastek i pysznej kawy. Posilając się dumaliśmy w którym kierunku się wybrać aby opuścić to zacne a za razem nieprzyjazne dla nas miejsce.
Po sforsowaniu kolejnej wodnej przeszkody w końcu wydostaliśmy się na piękną trawiastą łąkę. Oczyściliśmy z masy błotnej nasze maszyny tak aby koła mogły się w miarę obracać i ruszyliśmy w kierunku majaczącej w oddali drogi. Gdy poczuliśmy pod kołami twardy grunt odetchnęliśmy z ulgą. Omijając wszelkie asfalty udaliśmy się w kierunku domu. Po kilkunastu kilometrach zatrzymaliśmy się pod firmą Sogest, gdzie dokładnie wymyliśmy nasze bicykle. Po wypiciu ciepłej herbaty każdy z nas udał się w domowe pielesze. I tak oto z planowanej łatwej wycieczki zrobił się wyczerpujący rajd po kukurydzianych polach. Jakże piękne jest to, że nigdy nie wiemy co się wydarzy podczas naszych wspólnych wojaży. Przgoda goni przygodę.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz