28 lipca 2014

Frankfurtu nad Odrą cz.4

W niedzielę 13 lipca wybraliśmy się w celu zapoznania się z  kolejnym odcinkiem ścieżki rowerowej prowadzącej z Czech nad Bałtyk. Start nastapił tam gdzie dotarliśmy podczas ostatniej wyprawy tym szlakiem, czyli z Frankfurtu nad Odrą. Ekipa składała się z tych samych osób co w roku 2002 po raz pierwszy wyruszyły na alpejskie szlaki i startowały w słynnym wyścigu La Marmotte we Francji. Taki doskonały skład gwarantował wspaniałą zabawę.


Wysłużonym, wręcz 
kultowym busem ( tym samym co jechaliśmy w Alpy 12 lat temu ) dotarliśmy w rejon ogródków działkowych we Frankfurcie nad Odrą. Tam znaleźliśmy fajną miejscówkę na postój. Podczas tradycyjnego solidnego śniadania nie mogło zabraknąć arbuza. Tym razem był to ponad sześciokilowy gigant. Po posiłku zaczęliśmy się przebierać w stroje rowerowe. Nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie to, że Grzegorz zapomniał zabrać butów do roweru. Dla kolarza to istny koszmar tym bardziej jeżeli się jedzie na rowerze szosowym. Jedną z kolarskich zasad jest to aby zawsze zabrać ze sobą buty i agrafki. Jednak jak zwykle udało nam się rozwiązać ten problem. Jakimś cudem Paweł miał ze sobą dwie pary sandałów i w ten oto sposób nasz dzielny Grzesiu śmigał na szosówce w sandałach. Ha, ha niezły to był widok. Gdy już ciśnienie spowodowane roztargnieniem naszego kolegi spadło ruszyliśmy w nieznane. Od razu wbiliśmy się na fajną asfaltową ściężkę. Niestety po chwili się skończyła i dalej trzeba było jechać drogą polną. Jednym słowem, nie wjechaliśmy na odpowiedni szlak.
My jadąc na rowerach typu mtb i crosowego nie mieliśmy problemu z jazdą, ale Grześ nieźle się utrudził na szosówce zanim trafiliśmy na właściwą ścieżkę. Od tej chwili już bez żadnych problemów jechaliśmy w odpowiednim kierunku. W miejscowości Lebus zjechaliśmy nad brzeg Odry. Po jednej stronie rzeka po drugiej bardzo wysokie skarpy. Tren bardzo piękny i malowniczy. Po drodze mijaliśmy sporo polaków i wszyscy byli zachwyceni tamtejszymi krajobrazami. Jadąc cały czas na północ po drodze minęliśmy Kostrzyn nad Odrą. Po stronie polskiej jest to spora miejscowość a po niemieckiej tylko parę zabudowań. Gdy dotarliśmy w okolice miejscowości Kienitz postanowiliśmy zawrócić.
Przed nami od północy zaczęły nadciągać czarne burzowe chmury. Zjechaliśmy ze ścieżki nad Odrę i tam zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę w jeździe. Fajnie było posiedzieć nad rzeką i dać trochę odpocząć strudzonym członkom. Po spożyciu odpowiedniej ilości kalorii ruszyliśmy w drogę powrotną. Teraz czekała nas jazda pod wiatr. Początkowo wydawało się nam, że wiejący w twarz wiatr przegoni burzę. Niestety na górze chyba wiało w przeciwnym kierunku. Grzmoty i granatowe chmury szybko się do nas zbliżały. Początkowo jechaliśmy spokojnie ale z kilometra na kilometr coraz to szybciej. W pewnym momencie rzuciłem okiem na licznik u Grzesia i zobaczyłem, że śmigamy pod wiatr z prędkością prawie 40km/h. Struchlałem, gdybym nie zobaczył to bym nie uwierzył, że mogłem jechać z taką prędkością na moim "pancerniku". Wielki szacun dla Gregorza! Nieźle przyginał w sandałkach. Nie mniej jednak nie udało się uciec przed deszczem. 
Kiedy zaczęło padać tempo jazdy spadło. Burza za nami przeszła nad Polskę a nas tylko trochę zmoczyło. Gdy ponownie dotarliśmy do Lebus już nasze ciuchy były suche. Niestety tam pojawiła się następna szara chmura i tu już nie było żartów. Niebo zaciągnęło się na dobre, temperatra spadła i zaczęło nieźle padać. 
I tak oto w potężnej już ulewie dotarliśmy do naszego wysłużonego busa. Po paru minutach ulewa ustała i ponownie wyszło słońce. Spakowaliśmy nasze rumaki i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Jeszcze po drodze 
zatrzymaliśmy się na dłuższy postój w celu wykończenia naszych dużych zapasów jedzenia. Fajnie było poleżeć na kocyku i powspominać nasze alpejskie przygody. Następna wyprawa w takim samym składzie za rok. Już jestem ciekaw jaki kolejny numer wywinie Grzegorz. W ubiegłym roku urtwał pedał, teraz zapomniał butów. Oj, znowu będzie się działo!




2 komentarze:

  1. Witam, Ja obstawiam ze następny wyjazd i okaże się ze Grześ nie zabrał roweru. Pozdrawiam ekipę

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za pozdrowienia. A co do Grzesia to wszystko jest możliwe :):):)

    OdpowiedzUsuń