Ponownie pociągnęło nas w okolice Świeradowa Zdroju. Po zapoznaniu się z prognozą pogody i stwierdzeniu, że nie będzie padać pojechaliśmy w niedzielę w Góry Izerskie. Około godziny dziesiątej rano ruszyliśmy na rowerach ulicą Nadbrzeżną w kierunku schroniska na Stoku Izerskim. Bardzo przyjemnie pokonywało się dość sporą różnicę poziomu oddychając rześkim górskim powietrzem. W miarę sprawnie zaliczyliśmy pierwszy podjazd tego dnia. Z wielką przyjemnością wypiliśmy kawę w schronisku i siedząc na tarasie rozkoszowaliśmy się widokiem jaki rozpościerał się przed a raczej pod nami.
Gdy uzupełniliśmy spalone kalorie ruszyliśmy w głąb pięknych gór. Czekały na nas trudne odcinki techniczne oraz piękne drogi szutrowe. Szczęściem dla mnie była świadomość, że nie wiedziałem gdzie się znajduję w danej chwili. Chociaż już bywałem w tamtych okolicach to i tak nie udało się odkryć wszystkich pięknych zakątków. Tam ciągle mnie coś zaskakuje, zresztą widoki w górach są zmienne. Mają na to wpływ pogoda oraz pory roku. Nigdzie się nie śpiesząc po prostu się włóczyliśmy. I to było piękne. Soczysta zieleń mchów porastających zbocza była wprost fantastyczna. Po nocnych opadach deszczu widok bystrych strumieni, których brzegi były obrośnięte mchami nie pozwalał przejechać koło nich obojętnie. Górskie szlaki prowadziły nas raz w górę a raz w dół. Ani przez chwilę nie nudziliśmy się. W końcu dotarliśmy do miejsca z którego
rozciąga się jeden z najpiękniejszych widoków w górach Izerskich. Jest to wierzchołek kopalni kwarcu "Stanisław".
Widok ze szczytu kopalni rozciąga się na cztery strony świata i wprost zapiera dech w piersiach. Szczególnie zauroczyła mnie panorama Karkonoszy ze Śnieżnymi Kotłami i Szrenicą w roli głównej. Tam spędziliśmy sporo czasu leżąc na wygrzanej od słońca ziemi tuż przy brzegu urwiska. Czułem się niczym widz w teatrze, który siedząc w pierwszym rzędzie obserwuje jak słońce przedostaje się przez chmury i rzuca swoje promienie na zbocza gór oraz dalekie równiny tworząc tym samym cudowny spektakl. Och, ciężko było się stamtąd zebrać. Jednak widmo głodu zmusiło nas do opuszczenia tego pięknego miejsca. Klucząc po gąszczu szlaków zgodnie z planem dotarliśmy na smaczne naleśniki z jagodami w Chatce Górzystów. Z pełnymi żołądkami ponownie ruszyliśmy ku nieznanemu. Jechaliśmy wzdłuż granicy rezerwatu przyrody Torfowiska Doliny Izery. Był to piękny odcinek trasy podczas którego można było całkowicie odciąć się od świata zewnętrznego, trosk i kłopotów. Dookoła tylko drzewa, kosodrzewina, mchy i strumienie. Cisza i spokój. Z tego błogostanu wytrącił nas koniec szerokiej szutrowej drogi.
Przekształciła się ona w fajny wąski "singielek", którego znaczną część pokonaliśmy pieszo. Było nawet przyjemnie. Gdy w końcu udało się dosiąść naszych rowerów pokręciliśmy się jeszcze trochę po okolicy i niechętnie udaliśmy się w kierunku Świeradowa gdzie zostawiliśmy auto. Z resztą robiło się już trochę późno a i temperatura otoczenia zaczęła powoli spadać. Do pokonania został nam ostatni solidny podjazd, który to celebrowaliśmy możliwie jak najdłużej. Następnie szaleńczy zjazd drogą asfaltową, kubek wody zdrojowej, pakowanie, kolacja w parku i do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz