W większości są to amatorzy, którzy poświęcają wolny czas na realizację swojej pasji jaką jest jazda na rowerze. Często trenują wieczorami tylko po to, aby na początku kwietnia zameldować się na starcie tego kultowego wyścigu. W zielonogórskim światku kolarskim od stycznia mówi się już tylko o tej imprezie. Tym się żyje. Uczestnicy, którzy dominują tam od lat podnoszą progi wytrzymałości do maksymalnych granic, oni chcą wygrać. Inni chcą tylko ten wyścig ukończyć. Piękne i fascynujące jest to, że wszyscy cierpią tak samo. Wszyscy czują ten sam ból. Każdy chce przetrwać i każdy jest bohaterem. Wszyscy stąjący na lini startu są jak gladiatorzy a areną jest wiekowy bruk. Zwycięzcą zostaje tylko jeden ale przegranych nie ma. Komu uda się dojechać do mety wygrywa z bólem, pokonuje własne słabości i chwile zwątpienia. Już na starcie jest wygrany. Czapki z głów.
Dlaczego o tym piszę?
Piszę dlatego, że postanowiłem wziąść udział w tegorocznej edycji "Piekła Przytoku". Myślę, że w ten sposób odkupię winę cierpiąc z innymi. Za to, że zgotowałem im taki los. Do tej pory nie miałem sposobności wzięcia udziału w "PP" z różnych względów. Teraz postanowiłem i nie ma odwrotu. 14 kwietnia 2013 o godzinie 11:00 zamelduję się na lini startu. Z wielką przyjemnością i szacunkiem dla wszystkich stanę ramię w ramię z bohaterami porzednich edycji jak i z nowymi uczestnikami. I jak zwykle nie chodzi mi o wynik tylko o dobrą zabawę. Jak przeżyję to opiszę moją kolejną przygodę z "Piekłem Przytoku" nie jako jego twórca i organiator tylko jako uczestnik. Wszystkim startującym i organizatorom życzę powodzenia.
Do zobaczenia na starcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz