Zima ciągnie się jak przysłowiowe flaki z olejem. Chęć do jazdy rowerem nie ustaje. Nie ma tygodnia abym nie korzystał z dobrodziejstwa dosiadania górala na świeżym powietrzu. Dla chcącego nie ma złej pogody. Tej zimy jeździłem już po błocie, po lodzie, w deszczu i podczas opadów śniegu. Zauważyłem, że organizm bardzo dobrze przystosował się do takich warunków.
Na dobrą sprawę śmiało mogę stwierdzić, że jeszcze ani razu porządnie nie zmarzłem, a śmigałem nawet w bardzo niskich temperaturach. Z takiego obrotu sprawy i z wielkiej ochoty do jazdy w niedzielę 10 lutego pękła pierwsza stówka w tym roku. O dwa miesiące wcześniej niż w latach ubiegłych. Nie ma jak to motywacja towarzyszy wieczornych wyjazdów. W ich obecności czas i przestrzeń nie istnieją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz