20 czerwca 2017

Powrót w Izery

Dzięki dwóm największym sklepom rowerowym w Zielonej Górze CYKLOMANIAK i SOGEST po paru latach nieobecności wybrałem się do Bedrichova, gdzie spędziłem cztery piękne dni. Typowo kolarskie dni, czyli jazda na rowerze, jedzenie i spanie. Pierwszego dnia udało się wykręcić około 100 km po pięknych okolicach. Praktycznie cały czas góra - dół. Profil trasy wyglądał jak solidna piła drwala. Podjazdy były długie i ciężkie czasami o nachyleniu 16%. Oj, było co robić. Tempo iście turystyczne, więc przyjemności z jazdy było wiele.


Cały ten wyjazd był super zabawą. Nawet ja, wiekowy już człowiek rozpędzałem się na zjazdach do siódemki z przodu. Brrr, krew się gotowała. Drugiego dnia objechałem wszystkie zapory wodne w okolicy, nawet tą, która w ubiegłym stuleciu spowodowała wielką katastrofę i zabrała z tego świata ponad 60 ofiar. W drodze powrotnej na kwaterę na niebie pojawiły się złowieszcze chmury. Zrobiło się ciemno i zaczęło bardzo mocno wiać - oczywiście w twarz. Praktycznie bez żadnej zapowiedzi lunęła ściana deszczu. Temperatura nagle spadła o 20 stopni. Do wyboru miałem dwa warianty drogi powrotnej: dłuższa - łagodniejsza, krótsza - bardziej ekstremalna. Wybór padł na tą drugą.
Był tam wielokilometrowy stromy zjazd. Z duszą na ramieniu pędziłem nim ponad 50 km/h w strugach deszczu. Udało się bez strat własnych i sprzętu dotrzeć do domu. Następnego dnia temperatura, która bardzo spadła i zimny,porywisty wiatr zniweczyły plany rowerowe. Całe szczęście, że w Bedrichovie rozgrywany był Puchar Czech MTB, więc ciepło ubrany obserwowałem zmagania młodszych zawodników. Szczerze zazdrościłem Czechom podejścia do sportu. Ilość startujących młodych ludzi była imponująca. Jak wynikało z programu imprezy najmłodsza kategoria wiekowa to od zera do dwóch lat. Pięknie to wyglądało jak młodzi
ludzie od najmłodszych lat uczą się sportowej rywalizacji i szacunku do innych zawodników. Przed snem zaliczyłem dwugodzinny spacer po cudownych izerskich terenach. I tak zleciał ten dzień na sportowych emocjach, leżeniu i jedzeniu. Ostatniego dnia pogoda się poprawiła, nawet ładnie świeciło słoneczko. Do godziny czternastej objechałem ponad 80 kilometrową rundę. W większości przebiegała asfaltowymi drogami ale za to była bardzo wyczerpująca. Na całej swojej długości płaskie były tylko 3 km. O 15:30 pojawiłem się na wyścigu elity, który bardzo pewnie wygrał najlepszy czeski zawodnik Jaroslav Kulchavy. Na zdjęciu z nr 12.
Co by nie mówić to 
mistrz i wicemistrz olimpijski, wielokrotny medalista mistrzostw świata i Europy MTB, mistrz świata w maratonie kolarskim oraz zdobywca Pucharu Świata w kolarstwie górskim. Klasa sama w sobie.
Po zawodach w auto i do domu.

Wielkie podziękowania dla firm:
CYKLOMANIAK - organizator i sponsor imprezy
SOGEST - użyczył roweru GIANT Anyroad








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz